CHRISTOF MAREK HERZYK
WIERSZE
(Wybór)


Najpierw pisałem wiersze rymowane tylko po niemiecku.
Jest to dla mnie język obcy, którego naukę rozpocząłem mając 26 lat.

Zainspirowany faktem że potrafię po niemiecku nie gubiąc rytmu w tekście
dobierać dość dobrze pasujące do siebie i tematu słowa z rymem
postanowiłem napisać również kilka wierszy po polsku.
Tak w krótce powstały moje pierwsze wiersze po polsku.

Wiem, to jest bez głębszego wyjaśnienia z pewnością niezrozumiałe,
ale początkowo naprawde nie miałem zamiaru pisać po polsku.

Tutaj prezentuję tylko mały wybór moich wierszy.
Te z książki "KOSMATE MYŚLI" są oznakowane jak w przykładzie.
( ... w KM na stronie 34)

Wybór wierszy po polsku nie jest taki sam jak tych pisanych po niemiecku,
dlatego nie pozostawiłem w nawigacji wyboru pomiędzy językami.

Wiele moich wierszy jest opublikowanych również na innych stonach np.

http://www.pol-cafe.de/Herzyk

Tytuły wierszy prezentowanych na innych stronach są z nimi połączone linkiem
Na tamtych stronach można też znaleść moje wiersze, których ze względu na objętość
tutaj nie ma.

Mam nadzieję, że znajdziecie wśród moich wierszy takie,
które dotkną wasze serce i wasza duszę
i życzę wam ciekawych wrażeń przy czytaniu.

"Wiersze są pełne prawdy nawet gdy nikt ich nie rozumie"

Wieża

Dwa języki - dwa światy.
Wieża Babel w środku Europy,
Właściwie to cała Europa jest wieżą Babel.
Czasem myślę że wycie wilków jest bardziej miłe niż ludzka mowa.

Ale skoro nauczyłem się mówić to niechcę milczeć.

7:24 - sobota 07 stycznia 2015 roku.
"prawda wyrasta z ziemi jak kolce jeżowi ze skóry
jednak dla czołgów są one niczym jedwabny dywan"

Właśnie zaczął bić dzwon w pobliskim kościele - czy to jest tylko jakiś zbieg okoliczności,
czy jakiś znak, bo żadko zapisuję moje myśli rano. Najczęściej robię to gdy jestem w drodze.

Kosmaty upiorek

W myśli moje skryte
wskoczył przez otworek
kosmaty upiorek.
Postrzępiony niczym szmata
ciągle broi, figle płata,
miny stroi, słowa swata.
Wnet przywołał swego brata,
skrzydlatego jak wiatr skrzata
i hulają teraz w koło,
bo im w dwójkę jest wesoło.
Tańczą, skaczą, dokazują,
szczerzą zęby i wirują,
aż się w mojej głowie smoli
od tych tańców i swawoli.
Hej diabelskie dwa urwisy
jak was złapie za ogony,
to wywalę was z mej głowy,
bo zrobiłem się nerwowy.
Lecz jak złapać w myślach skrzata
co z upiorem w głowie lata.
Więc uznali mnie sąsiedzi
za chorego wariata.
( ... w KM na stronie 5)
Rymowanko ty moja

O rymowanko ty moja
pełna słów walki i znoju
tonących w błocie i gnoju.
Literaturo ty piękna,
bolesna, wzniosła,
rymem płacząca,
rzewna, radosna,
pełna sprzeczności,
czerstwa w miłości, ....
Czymże mi jesteś
ma rymowanko,
moją duszą,
moją czytanką,
moim sercem.

Nie wybrałem cię za żonę
a wciąż w twych objęciach płonę.

A może jesteś narzędziem zbrodni,
co niszczy słowem
tych, co niegodni ....
Wiem,
wiem, że nie mam prawa,
ale sława ...,
sława nie zna granic,
ona wszystko ma za nic.

A może jesteś retoryką
tętniącą słowem
i polityką.
I jesteś piękna,
gdy barwą słów
ubierasz nagość
wśrόd mądrych głόw.

Gdy zaś dwa serca
krzyk rozdziera,
a ty lawiną spienionej krwi
jesteś zwierciadłem
tragicznych dni,
każdy zamyka
przed tobą drzwi.

Też, gdy od trupa jesteś odorem,
każdy cię zwie podłym potworem,
życząc, by brakło ci nowych słów,
by cisza mogła powrócić znόw.
I tak każdemu jesteś niemiła
boś gorzka, głośna,
czasem zawiła.

Lecz dla mnie jesteś
wśrόd zdarzeń chwil
wierna jak miłość dodając sił.
Zostań więc dla mnie ma rymowanko
muzą w mym wierszu
i mą kochanką.
( ... w KM na stronie 12 - 13)
Obdarte ściany

prawda kapie ze ścian obdartych
stojących w rzędach
nagich w słońcu
bez wątku cienia

prawda kapie z ust otwartych
i nikt jej nie zmienia

prawda pieni się trwogą
samotnie idąc przez świat
w ciszy zdarzenia
graniastą drogą

a gdy umiera
powietrze staje się takie lekkie
( ... w KM na stronie 69)
Czas

Dni dudnią pustką w głowie
a kalendarz przewraca oczyma.
Nic sie kupy nie trzyma,
wszystko spada ze ścian
pozostawiając pełno ran
po gwoździach.
Patrzysz nerwowo w koło,
wtem spostrzegasz za oknem dzień,
odwarcasz więc twarz od słońca
i nagle czarny cień
wskazuje ci kierunek.
Powoli,
posuwając stope za stopą,
jak żołnierz co wraca z niewoli
opuszczasz pokój,
pokój, pokój, pokój ...,
spokój, spokój, spokój,
który zabija czas.
W myślach kiełkuje nowe zdanie.
Patrzysz na swoje ubranie
i widzisz że jesteś nagi.
Nagle zaczynasz
zdrapywać go paznokciem,
niczym nalepkę ceny
z pustego garnka,
lecz on przyklejony do dni
nie chce się oderwać.
Cholera,
drapiesz i drapiesz,
a głód ci doskwiera,
więc rzucasz garnkiem o scianę
robiąc w niej nową ranę
i zjadasz własny mózg.

Zakochany pierwszy raz

Gdy serce łomocze
i myśl się rozwiewa,
i w zimie jest lato,
i kwiaty na drzewach,
i czas nie przemija,
i wszystko się ciągnie,
i wlecze,
i snuje,
i jedno wciąż czuję ...,
i kręcę się w koło,
i z pędem wiruje,
i nic już nie widzę,
i nocą wciąż szlocham,
i mόwię każdemu, że tęsknie,
i kocham,
i wszystko bym oddał, by wciąż była ze mną,
i wiem, że na pewno jest moją królewną.

A każda następna to muzy natchnienie
lub z długich wakacji wspaniałe wspomnienie,
dwόch spojrzeń spotkanie,
lub uścisk, objęcie,
namiętne kochanie,
przelotna miłostka
lub noc w świeżym sianie.
( ... w KM na stronie 146)
Cztery pory roku

(Jesień)
Barwna jesień przyszła wczoraj.
Roztańczona szczodrą ręką
zasypała polne błota
liśćmi ze szczerego złota.

Porywisty wiatr, jej przyjaciel,
wziął zaś liści garść w swe ręce
i rozwieszał je po płotach,
chcąc jej pomόc jak najwięcej.

Teraz lśnią się barwą słońca,
zdobiąc szaty swej krόlowej,
ktόra tańcząc z wiatrem w polach
kręci z nich przedziwne koła.

Gdy zaś zimy czas nadejdzie,
wiatr ją weźmie w swe ramiona
i pofruną hen daleko
tańczyć nad bajkową rzeką.

(Zima)
Już się zaczął czas zamiany
Mróz siarczysty zakuł pola
a na szybach szron srebrzysty
białe kwiaty wymalował.

Nocą zaś, gdy wszyscy spali,
rozsypywał w wartkim biegu
białej zimie, swojej Pani,
płatki puszystego śniegu.

Rankiem więc, gdy wstało słońce,
leżał wszędzie śnieg na łące.
Wszystko było jak w bezruchu
zasypane warstwą puchu.

Tylko zima, piękna Pani,
jadąc z pędem w swej karecie,
skrząc się szronu iskier blaskiem,
lody lśniące kruszy z trzaskiem.









(Wiosna)
Zamieniło słońce śniegi
w kaskad górskich rwącą wodę,
w której myjąc swoje włosy
malowało z tęczy drogę.

W suknię jasną otulona
przyszła wiosna słońca drogą
rozchylając listków pęki
lekkim ruchem swojej ręki.

Tęczy pięknem zachwycona
pejzaż z kwiatów barwnych tworzy,
który w jasnym blasku światła
śpiewem ptaków nagle ożył.

Teraz razem spacerują
ręka w rękę przytuleni
po ogrodach czarodziejskich
pełnych kwiatów w tle zieleni.

(Lato)
Rozpaliła Wiosna słońce
przyszło lato więc gorące,
co po łąkach chodzi rankiem
zdobiąc sobie głowę wiankiem.

Zaś po zmierzchu z gwiezdną nocą
nad stawami spaceruje
rozmarzone w jej objęciach
wiersze dla niej recytuje:

“Blask twych oczu – fiolet nieba,
włosów wstęgi, świerszczy granie,
szept – muzyką co rozbrzmiewa,
i ziół polnych zapach w sianie”

Noc nie mogła jednak zostać
i odeszła przed porankiem
okrywając swe ramiona
z polnych kwiatów jego wiankiem.


Minął czas beztroski lata,
jesień, zima oraz wiosna,
czas nadziei, wzlotów, rozstań,
tak z młodzieńczych moich marzeń
wiersz mi tylko ten pozostał.
( ... w KM na stronie 150 - 153)
Przygoda

życie przecież jest przygodą
lecz gdy nas na szafot wiodą
serce wisi na szpagacie
i bez wiatru drżą nam gacie

życie przecież jest przygodą
co odpływa jak liść wodą
a gdy włos na skroni siwnie
drżą nam ręce jakoś dziwnie

życie przecież jest przygodą
więc nie czekaj w nim na śmierć
hulaj ciesząc się swobodą
tańcuj baw się miły bracie
nawet kiedy zadrżą gacie
nawet nago pośrόd róż
ktόrych kolce tną jak nόż

tańcuj bracie cały dzień
bo twe życie jest jak cień
co pochłania czarna noc
odbierając wszelką moc

więc gdy przyjdzie życia kres
i zadzwoni śmierci dzwon
nie pomoże strumień łez
wnet przeminiesz niby ton
opuszczając ziemski dom

Słodycz

rozkoszną
melodią
płynie z ust

pragnienie
serce na oścież
otwiera

wiatr
uchyla woalkę
z płatków róż

a za nią sktyta
jest ...

stara pantera

... w sukni z liści

polną ścieżką
przyszła do mnie
zapukała do okienka
więc pobiegłem jej otworzyć
myśląc że to jest panienka.

Gdy spojrzałem jednak na nią
zrozumiałem że jest panią
która pragnie być kochaną.

Aby plan jej wnet się ziścił
przyodziała wianek z kwiatόw
oraz suknię z barwnych liści.

Wabiąc mnie tak swym urokiem
zerkła skrycie w moją stronę
szepcząc słodko
weź mnie miły za swą żonę
i już serce me stracone.

Więc porwałem ją w ramiona
aby tańczyć z nią do ranka
aż rozwiałem jej sukienkę
rozbierając ją do wianka.

Ref.
hej, hej, hej,
jest wesoło w chacie mej ...


Leży świnia na korycie

Leży świnia na korycie,
zakończyła krótkie życie.
Skóra gładko ogolona
będzie rżnięta od ogona.

Rzeźnik szybko noże brusi,
aby odciąć świni uszy.
Sprawnym ruchem lewej ręki
wybebeszył wszystkie wnęki,
natarł solą jej połówki
i salceson zrobił z główki.

Jeszcze tylko krótka chwilka
i zostanie kości kilka.

Leży pijak na korycie.
Chce zakończyć świńskie życie
wóde chlejąc tak obficie,
że nie zdołał wstać o świcie.

Kto rzeźnikiem jego będzie?
Śmierć co czeka na nas wszędzie.
I nie współczuj jego doli,
bo pijaka nic nie boli,
żona, dzieci w ich niedoli,
on i tak na wszystko smoli.

(On i tak wszystko pi...)
( ... w KM na stronie 164)
Dziecko z lodem

Płacze dziecko w gwarze tłumu
i za mamą się rozgląda,
co po sklepie gdzieś tam lata
chcąc nadążyć z pędem świata.

Przypomniała nagle sobie,
że nie przyszła tutaj sama,
wbiegła z nim do kawiarenki,
by mu kupić coś do ssania.

Dała mu do ręki loda,
lecz ten ciężki jak maczuga
spadł na ziemię nieopodal
i znόw płynie mu łez struga.

Jaką przyszłość młoda matko
szczęściu swemu chcesz zgotować,
jeśli nie masz nawet czasu,
żeby dziecku loda podać.

Naga jesień

bez odzienia
z pustymi rękoma
stanęła przed drzwiami
i łomocze

otworzyłem

blada mgłą
załzawiona deszczem
szlochając pluchą
wskazała na wiatr
mówiąc
złodziej
ukradł całe moje złoto
schwytajcie nikczemnika

otuliłem jej nagość
rozrzucając sieci
łowiłem dla niej liście
gdy poczuła ich ciepło
dała mi swoje serce
a teraz biega za wiatrem
chcąc odzyskać swoje złoto
aby się nim wykupić
ja zaś czekam aż wróci
aby jej powiedzieć
że potrzebuję moje sieci
a serce co nie kocha
może zabrać
razem ze złotem

Zegar

Drogą ktόrą idziesz
jest wahadło
idziesz i wracasz
idziesz i wracasz
a myśli krążą w koło
niczym wskazόwki
niemogące oderwać się od tarczy
i chociaż dusza pragnie
wzbić się do lotu
wisisz bezwładnie wahając się
tam i z powrotem
tam i z powrotem

a każda dwunastka jest zwrotem
szόstka twoim upadkiem
dziewiątka twoją pracą
a trόjka twoim dostatkiem

i tak mija twόj czas
krążąc wokόł osi
co cię każdego dnia
zniewala i podnosi
a przecież dusza ma skrzydła
lecz twoja myśl ją nie wzrusza
nie zrywa do lotu
z gorących ramion splotu
więc jęczy napięta
kołami twojego zegara
czasem pęka
choć nie jest jeszcze stara
i gdy nadchodzi nowy dzień
wszystko stoi w bezruchu
tylko twόj cień snuje się po ścianie
znikając wieczorem
w mrocznych zaułkach
( ... w KM na stronie 15)
(Liryczny) Exodus

wędrujące zdania
szeleszczą słowami
malując obrazy
słów swych literami
wabiąc linijkami
myśli czytelników
robiąc z ich umysłów
martwych niewolników
zachęcają barwą
czerni atramentu
wznosząc głos do nieba
pełnego zamętu
kołyszą ich oczy
dźwiękiem co nie wzrusza
łopocząc rękoma
jak bez skrzydeł dusza
po czym upadają
zmęczone wolnością
zrównane do zera
swych błędów wielkością
czasem tylko myślnik -
wątła linia cienia
wstrzymuje bieg chwili
dając czas wytchnienia
zaś kropka na końcu
w przeszłość
wszystko zmienia
i gdy w pustych linijkach
znaki zapytania
węszą poszukując
nowych form dla zdania
kradnąc wątki zdarzeń
wciąż zmieniają słowa
w gmatwanine wrażeń
każdy dzień od nowa
znacząc ślady drania
co kradnie litery
w obcym cudzysłowie
demaskując pustkę
w jego mądrej głowie
a sztywne akcenty
bez smaku i puenty
w zwierciadle wolności
podkreślają kontury
zwichrowanej bzdury
zaprzeczając wszystkiemu
co treścią jest w mowie
opętanym głosem
w cudzym cudzysłowie
zaś gdy krzyk przemija
pełzną w koło ciszą
jak złowroga żmija
lecz serca nie słyszą
gdy swe wiersze piszą

Latarnie

w zacisznych alejkach
jak kołki w ziemię wryte
stoją zkłócone latarnie
opuściły swoje głowy
i blado świecąc oczyma
patrzą pod nogi
przechodniów
przelotny wiatr
lekko kołysząc
gałązkami platanów
zalotnie zaprasza je
do tańca
lecz one stoją uparcie
z opuszczonymi głowami
wpatrując się w ścieżki
a po północy
gdy minie ich czas
zamykają swoje oczy
wtedy zdarza się że ktoś
rozbija sobie o nie głowę

Przyjaciele

Wiatr owijał o uszy jego tłóste włosy niczym makaron
obłapując go z każdej strony jak dziwka.
Daj spokój. Przestań. Nie podlizuj sie, spadaj!
Kradniesz ciepło, a gdy chcę się do ciebie przytulić
obejmuję tylko zimne powietrze. Na nic mi twoje zaloty".
Powtarzając te słowa szedł jednak jego śladami bacznie obserwując
dokąd zaniusł liście z platanów. Dzisiaj zrobi z nich pierzynę.
Oby tylko w nocy nie zaczoł jej zwiewać; - Paskudnik.
Bardzo nie lubi podmuchu jego chłodnych dowcipów.
Rzuca więc czasem w niego przez sen butelkami,
choć to i tak nic nie pomaga. Paskuda pospać niedaje!
Wstaje wtedy wcześniej, aby niedać się okraść z resztek ciepła
i idzie zbierać śniadanie, co wieczorem zostało wyrzucone.
Jak można wyrzucić śniadanie wieczorem? Nie rozumiesz?
To bardzo proste, zrozumiesz gdy wiatr zostanie twoim przyjacielem.

Olimp

wzniosłych słów olimp
płonie pochodnią
niczym skrzydlate myśli
biegnące do słońca
cichy orakel
ubrał w pióra
ich nagość
nie zdradzając
szybkiego ich końca
pofrunęły więc
przed siebie
pragnąc słońce
zastąpić na niebie
nagle ciepłem
z piór obnażone
rzucają się z krzykiem
pośpiesznie ku ziemi
żeby ukryć swoją nagość
wśród ciszy jej cieni

Do trupa

Leży w cieniu polnej drogi
jadowity trup człowieka.
Z gnilnych ran na jego ciele
putresyna już wycieka.
Nie ma ręki, nie ma nogi,
psy wygryzły mu wnętrzności,
sterczą z niego białe kości.
Z ust wyjada resztki mucha,
już w nim nie ma jego ducha.

Leży gnijąc w trupim smrodzie
gdzieś na skraju polnej drogi,
kurcząc się po trochu co dzień,
taki los go spotkał błogi.

Nikt nie bierze go w ramiona,
serce me więc z bόlu kona.

Jakżesz chciałbym mόc o świcie
wzbudzić w nim na nowo życie.
Zabrać z sobą go do ludzi
gdy się słonko rankiem budzi.

Och mόj trupie jadowity,
jakżesz pomόc mam ci w doli,
może więc sprόbuję odkryć
z czyjej leżysz tutaj woli.
( ... w KM na stronie 77)
Szukam cię wszędzie

Szukam cię wszędzie,
w całosci i w ćwierci,
w pόł i w poprzek,
w sercu i w myśli
co w głowie wierci.
Szukam cię ciągle,
w tańcu, w przyszłości,
w czasie i w rythmie.
Nie ma cię nigdzie,
czy nie istniejesz?
Nie, ja wiem,
wiem że jesteś,
skoro cię szukam
i słyszę ciągle
jak się śmiejesz,
i czasem myśli
moje rozwiejesz,
jak wiatr co pędzi
na wskroś przez pola
wirując w koło
jak zawierucha
z ucha do ucha,
i znów cię niema,
znów pustka głucha.
Szukam cię wszędzie,
w pół i w poprzek,
w całości i w ćwierci.

Szukał cię będe
nawet po śmierci.

Nieśmiertelny

wczoraj
spodkałem prawdziwą miłość,
chuda jest jak szkielet,
cuchnie odorem trupa,
koścista jest jej pupa.
Lecz oczy tego nie widziały,
bo serce w płomieniach staneło,
więc ręce nam się związały
i tak się wszystko zaczęło.
Dziś dzielę z nią wszystkie chwile,
w tym czasu mi ciągle za mało,
kochając ten szkielet gorliwie
i niewiem jak to się stało.
A ona jest mi jak żona,
klekocze strosząc swe kości
w ciszy cmentarnej co wieczόr
duchy zwołując w gości.
Zaś w nocy kładziemy się spać
wtuleni w ramion splocie
i rankiem niechce się wstać
zklejeni w śmiertelnym pocie.
Wiem, dziwną jesteśmy parą,
ona jest śmiercią wiekową,
bez duszy czarno-szarą,
ja jednak przy niej żyję,
bo serce gdy kocha wciaz bije.

być "B"

błachostka
bzdurna bzdura
bezmyślnie bełkocząca
błądząc bezbarwnie
bez barw bytu
bez błękitu
byle być
bardziej błyskotliwą
będąc
blisko bogactwa
broczy beszczelnie
brzydactwem
brudząc bruck
bywając bardziej
banalną
bezduszną
bezwstydliwą

Obraz z gwoździ

obraz utkany z gwoździ
wbijanych do głowy na wskoś
czy może ktoś go opisać
wysłowić, wyjaśnić w nim złość
lub jak mam nazwać konanie
gdy serce wciąż kocha, chce żyć
a lekarz na nocnej zmianie
zapomniał że miał przy nim być

Toast

otwarłem szampana
na toast dla śmierci
musujące kropelki
biegły ku wolności
znikając nad jego powierzchnią
jak niewidzialne dusze
tylko ich zapach pozwalał
mi uwierzyć że są blisko
upojony ich swieżością
podążałem za nimi
wtem ściany staneły mi na drodze
waląc twardo o nie głową
malowałem w ich bieli
czerwone maki
które falując
niczym ciepłe powietrze
rozpływały się
gubiąc swoje kontury
nagle usłyszałem czyjś głos
głową muru nie przebijesz
lecz ja widziałem błękit nieba
i w jego tle musujące kropelki
zapraszające mnie do tańca
pobiegłem więc za nimi
a gdy noc opuściła kurtynę
lekki wiatr kołysał ciszą
pełną makόw



***





***